wtorek, 22 października 2013

Samolotem / By plane

Jana poleciała pierwsza: o 7:45 do Pragi. Ja leciałem do Madrytu o 2h później. Bardzo nie lubię rozstań, ale to minęło całkiem dobrze. Przynajmniej tak czuję. Ale zobaczymy się aż za 61 dni. Już cieszę się na wspólne Święta.

Jana had flown first: at 7:45 to Prague. I was flying to Madrid 2 hours later. I really don't like leaving each other, but this time it was kind of ok. At least I feel so. We are going to see each other in 61 days. I'm already so happy for Christmas together.

Wystrzeliwują Janę w kosmos. / They are shooting Jana up into space.

Moja podróż samolotem była dziwnym doświadczeniem. Nie lubię latać samolotami, bo traktują mnie jak potencjalnego terrorystę, mam klaustrofobiczne myśli i nie kontroluję sytuacji. Do tego często wyobrażam sobie jak na pokładzie wybucha panika wśród pasażerów i chcąc nie chcąc zostaję w nią wciągnięty. Nie miałem miejsca przy oknie, więc ominęło mnie kilka fajnych widoków, ale za to bacznie obserwowałem jak zmienia się położenie słońca. Lecieliśmy na południowy zachód, ciągle uciekając przed nocą, a w 2/3 lotu słońca zaczęło świecić przez okienka z drugiej strony kabiny - minęliśmy równik. Nigdy nie byłem na równiku, ale co to za sztuka go przelecieć samolotem... Podniosły się też chmury, wypiętrzone cumulusy sięgały prawie naszego pułapu, choć możę to tylko złudzenie.

My flight was a strange experience. I don't like flying by planes, because they treat me as a potencial terrorist, I have cloustrophobic thought and I cannot control the situation. Moreover, I often imagine how panic brakes out in the crowd in the plane and I have to deal with the situation. I didn't have a seat by the window, so I missed some spectacular vievs, but I was attentively watching how the Sun changes it's position. We flew towards South West, constantly escaping the night and in 2/3rds of a flight the Sun started to shine from the other side - we passed the equator. I've never been on the equator before, but it's not a big deal to fly over it... Clouds have rised, cumuluses seemed to be just below us.

Żeby wylecieć o 7:40 byliśmy na lotnisku w Barcelonie jeszcze przed świtem (wstaliśmy o 4 rano), natomiast  wychodziłem z lotniska w Lime tuż po zachodzie słońca - różnica czasu wynosi +7h. Tutaj jest 18ta, czyli po polsku 1sza w nocy. Do łóżka poszedłem koło 23ej, czyli 6 rano, ale i tak nie mogłem spać.

In order to take off at 7:40, we had to be at the airport in Barcelona before sunrise (we got up at 4 am) and I was leaving Lima's airport just after the sunset. The time difference is +7h. Here is 18:00, in Poland it's 01:00 at night. I went to bed around 23:00 (6 am in PL), but I couldn't sleep anyway.

Tak w ogóle to trzeba mieć zdrowie, żeby wysiedzieć te 12h na jednym miejscu. Zresztą cale to podróżowanie samolotem jest de facto jak teleportacja.

You have to be tought to sit 12 h in one position. All that travelling by plane is like a teleportation.

Jest to moja pierwsza tak daleka samotna podróż. Do tego do czytania wybrałem sobie nienajlepszą lekturę: "Jeszcze jeden dzień życia" oraz "Wojna footbolowa" Kapuścińskiego. W skrócie: jest o krwawym rozpadzie kolonialnego świata. A teraz do tego postkolonialnego świata sam jechałem. Nie wiem w sumie co mam o kolonializmie myśleć, ani o co mogę pytać miejscowych, a o co nie mogę, żeby ich nie urazić.

It's my fiirst trip on my own so far away. Moreover, I chose not the best book in the world to read in such occasion: "Another day of life" and "Football war" by Ryszard Kapuściński. Briefly: the book describes bloody disolation of the colonial world. And now I'm travelling to the postcolonial world myself. I have no idea what should I think about colonialism and what I should or shouldn't ask the locals.

Na lotnisku w Limie zaskakują toalety. Mają strasznie nisko zamontowaną muszę klozetową, a drzwi są tak niskie, że górą wystaje mi prawie cała głowa.

The first suprising thing on the Lima airport are toilets. They are so low and the doors are not to high - I can see everything over them while standing.

Odebrali mnie z lotniska rodzice Carlosa (znajomego znajomej - wymieniliśmy naście maili nt. mojego przyjazdu), bardzo sympatyczna para między 50 a 60tką. Pojechaliśmy do centrum ich starą Toyotą Coroną. Też ledwo się do niego zmieściłem, ze swoimi długimi nogami. Jestem zdecydowanie ponad wymiarowy na Amerykę Południową. Po raz pierwszy też uświadomiłem sobie, że wyglądam radykalnie inaczej od miejscowych.

The parents of Carlos picked me up from the airport. Carlos is a friend of a friend - we exchanged some emails before I arrived to Lima - they are a lovely couple in their 50s to 60s. We went to the city center by their old Toyota Corona. I bearly could squeez inside with my long legs. I'm definitely too big for S. America. For the first time in my life I've also realized I look completely different from the locals.

Na drogach panuje spory chaos, wszyscy na siebie trąbią i mrugają światłami, przepychają się i podjeżdzają na centrymety od siebie, w najdzieji, że sąsiedni kierowca ich wpuści. Korki były niemiłosierne, bo to poniedziałek i jeszcze godziny popracowego szczytu. Ulice pachną trochę inaczej niż u nas i czuć zapach niedopalonej benzyny, ale nie wiem czy to nie przypadkiem nasza Toyota Corona, wiekowo zbliżona pewnie do mnie. Tak w ogóle to starych toyot jest tutaj od groma. Podoba mi się. Czuję też, że bycie kierowcą samochodu w tym chaosie, musi być przyjemne.

There is a big chaos on roads here. Everybody is beeping and flashing lights at each other. They push and get so close to each other in order to squeez inbetween. Traffic jam was horrible. The streets smell a bit different then at home and I can feel the smell of not completly burned petrol, but it could be our Toyota as well, that is as old as I am.

Spotykamy się z Carlosem, jedziemy do hostelu, zrzucam ładunek, idziemy na pieczoną kurę z frytkami i sałatką, umawiamy się na jedzenie pieczonej świnki morskiej. Carlos mówi, że na południe od Limy Murzyni jedzą koty, ale sam nie jadł nigdy (w miejscowości Chincha, jeśli dobrze pamiętam). Do tego obowiązkowo bardzo słodka Inca Kola. Jest bardzo miło. Potem do łóżka i nie mogę spać. Denerwuję się tym nowym nieoswojonym miejscem.

We meet with Carlos, go to the hostel, leave the stuff, eat rosted chicken with french fries and salat, we agree on meeting and having guinea pig to eat. Carlos says that South of Lima Black Guys eat cats, but he never tried one (in town called Chincha as far as I know). Inca Kola is a must. It's really nice. Then I go to bed and I cannot sleep. I'm nervous because of this new, strange and untamed place.


4 komentarze:

  1. Spokojnie z tym kolonializmem. W Peru jest śmiesznie, bo w panteonie ojców narodu mają jednocześnie Inków i konkwistadorów, w Huaraz akurat byłem na festynie gdzie przed pomnikiem najeźdźcy tańczyły indiańskie i wszyscy byli happy.
    Osobna sprawa to Amerykanie - tym niektórzy do dziś pamiętają :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, potwierdzam i też to już zauważyłem a nawet przedyskutowałem temat ze znajomymi Peruwiańczykami. Za krótko tu jestem i za mało wiem, żeby wyciągnąć jakieś konstruktywne wioski, poza tym, że panuje tutaj odmienna logika od polskiej (europejskiej).

    A co się tyczy kwestii przynależności, to po raz pierwszy w życiu wpadłem w grupę "europejczyk", co przy różnicach jakie występują w Europie mnie troszkę śmieszy. Moi znajomi Peruwiańczycy byli w Europie, ale tylko w Austrii i Niemczech i muszę im tłumaczyć, że w Polsce lekarze też słabo zarabiają :). Dla nich jestem po prostu bogatym gringo zza wielkiej wody. Dziwne uczucie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hey, my mielismy to samo uczucie jezdzac po ekwadorze.dla wszystkich bylismy gringo....niwazne skad, wazne ze moga sprobowac z nas wycisnacjakiegos grosza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba przyjechać aż tutaj, żeby zatrzeć granicę między starą a nową Unią :)

      Usuń