sobota, 26 października 2013

Pachacamac - 50 km S of Lima

This post is mainly about flying in Pachacamac, which looks like a moon coverd by thick clouds. No need to translate all I guess (or google translator will do the job).

Pojechałem dziś z dwoma spotkanymi lokalasami - Amerykaninem Wesem i Duńczykiem Sorenem - latać do Pachacamac, 50 km na południe od Limy. 

Bierzemy taksówkę i ustalamy z kierowcą stawkę na 20 soli (jakieś 21 PLN) za godzinę (uwinęliśmy się ze wszystkim w 6h) i jazda. Przejazd przez Limę to koszmar, potem wjeżdzamy na Panamerican highway - też koszmar. Wszędzie straszny syf i kontrast. Pomiędzy rozsupującymi się rzęchami jadą wypieszczone harleye. Dziwnie się na to patrzy. Soren mówi, że trzeba się przyzwyczaić.

Góra ma 200m przewyższenia, można wykręcić się jakieś 300 m nad start - wyżej są lepkie chmury. Lata się po stoku, ale można też przeskoczyć na 2 górki z przodu. Warun jest dziwny... Latanie to turbo żagiel z dosyć silnymi bąblami, ale bez ostrych krawędzi i ze sporą ilością turbulencji. Skrzydło strasznie gada (nie tylko moje), ale nikt żadnych atrakcji w powietrzu nie ma. Samo latanie jest takie sobie - raczej przygodowe, trochę stresujące i myślę, że tylko raz w życiu ;).

Wszystko wygląda zupełnie inaczej niż na tym filmie:



Wes mówi, że tu jest fajnie bo to takie bardzo zielone miejsce i że bogaci ludzie budują sobie tutaj wystawne domy. Dla mnie ten krajobraz jest prawie księżycowy i nie ma nic wspólnego z zielenią.

Zdecydowanie największe wrażanie robi cała otoczka naszego wyjazdu oraz samo miejsce i pogoda. W powietrzu jest jakiś syf albo mgła, nie ma dobrej widoczności a wyżej ta mgła przechodzi płynnie w chmury. Ale to charakterystyczne dla tej pory roku w tych okolicach. Zresztą ładna pogoda tutaj, czyli słońce i niebieskie niebo, oznacza brak latania. Dziś na przykład cały dzień Lima była skąpana we mgle i żadnego latania nie było. 

Od czasu do czasu wychodzi trochę słońca, które - jak się dowiedziałem z autopsji - strasznie pali skórę. Nawet jak jest za chmurami, to niesamowicie daje po ryju. "Jesteśmy w tropikach biały chłopcze" powiedział Wes. 

Pod stok podjeżdzamy taksówką (taryfiarz cały czas czeka na nas na dole) ale już potem jedziemy ze znajomymi moich lokalasów na start wypasionymi samochodami 4x4. Niby normalnie, ale dziwnie - na starcie jest zbieranina pilotów, każdy jest z innego miejsca na świecie, każdy ma jakiś inny sprzęt i każdy reprezentuje inny poziom. Wszystkich łączy to, że wjechali na start drogimi samochodami i że mają glajty, nic innego.

Po 1,5h Wes ląduje a ja za nim. Koniec, tyle wystarczy. 

Wracamy do Limy. Zatrzymujemy się w polecanej przez Sorena knajpie. Chcę zjeść świnkę morską, ale trzeba na nią strasznie długo czekać. Może innym razem. Znów korki, znów syfnie i znów mgła nad miastem. 














Pachacamac z dystansu.

czwartek, 24 października 2013

Jakie jest latanie w Limie?

This post is about flying on the cliff of Lima. In general the flying is nice, but a bit borring after some time. The ambience of the place is really great!

Pierwszego dnia przyszedłem na start. Z hostelu idzie się na start jakiś 20 minut. Między blokami widać już pierwsze skrzydła. Mam szczęście, bo jest słoneczny dzień, taki polsko wiosenny. Dobra pogoda przyszłą dopiero w zeszłym tygodniu. Drugiego dnia budynki nad morzem toną we mgle, ale potem wszystko się czyści.

Zgłaszam chęć latania, podpisuję kwity (skąd jestem i że jestem zdrowy), pokazuję też licencję. Nic się tutaj za latanie nie płaci, a startowisko jest przygotowane wyborowo. Jako nowy dostaję polecenie pogadania z "o tamtym kolesiem" Tommym - dziś on jest szefem na starcie. Jutro będzie ktoś inny.

Tommy jest bardzo miły i pomocny. Gadamy po angielsku. Jest z Caracas, pracuje w Limie. Wyjechał z Venezueli bo panuje tam bananowa republika - jego zdaniem. Kolesie którzy nakręcili "Neverending thermal" to jego kumple :). Mieszkał w Bassano i w Monachium. Latał do pożygania. W Niemczech pracował dla Firebirda. Tutaj lata jako pilot tandemu i robi jeszcze inne rzeczy w turystyce.



Wiem już co mam a czego nie mam robić. Start jest bajecznie prosty, lądowanie już nie - chyba, że chcemy lądować na plaży na dole - ale po co. Pierwszego dnia top landing bez problemu. Drugiego dnia mocno się rozwiało i z 6 razy podchodzę do lądowania. Zawsze zabiera mnie znad startu i muszę podchodzić kolejny raz. Podejście wygląda tak, że wychodzisz głębiej w morze, zakładasz uszy a potem delikatnie podjeżdzasz nad startowisko od tyłu (uwaga na plamy, murek, ludzi i zwierzęta oraz rotor. Zhamowujes skrzydło i siadasz. Rzeczonego durgiego dnia po kilku nieudanych próbach, sprowadza mnie do lądowania opiekun startowiska na ten dzień - instruując co mam robić. Ciekawe i bardzo pomocne.

Startowisko jest ogrodzony murkiem i bramką: wejście tylko dla latających i pasażerów.  Jest też budka oferująca loty tandemowe. Połowa jak nie więcej pilotów na startowisku to zawodowi tandemiarze. Myślę, że Lima to jedno z najpopularniejszych miejsc z tym biznesem na świecie. Poza budką jest jak wspomniał opiekun startu oraz pomagacze, którzy oraganizują klientom kaski itd. oraz pomagają wystartować i wylądować. Dostają za to część utargu. Zajmują się też polowaniem na warun, bo ten tuaj jest dość kapryśny. Jak dobrze wieje, to pomagacze dzwonią do tandemiarzy i zaczyna się biznes. Widok na starcie jest bardzo przyjemny. Taka międzynaroodowa sielanka. A lokalni solo piloci co chwilę popisują się swoimi sztuczkami.
Jeden Amerykanin - Wess, który pomieszkuje w Limie już 10 lat - mówi, że dużo się tutaj zmieniło. 8 lat temu piloci tandemów czasem bili się pięściami o klientów. Teraz jest murek, budka, naziemna obsługa, pełny profesjonalizm.
Na klifie można latać na żaglu albo na turbo żaglu. Ja latałem tylko na żaglu. Do 130m nad start czyli jakieś 200m npm. Po starcie stabilne 0,5 m/s w górę aż do sufitu.  Jak mocno świeci słońce, to nagrzewa się plaża, droga i klify i powstaje efekt "chupa-chupa" (cytuję). Te miejsca generują silną termę i tłumią wiatr do zera - nie ma wtedy latania, a start kończy się duszeniem i glebą na plaży. Wiatr nie wieje idealnie pod klif, ale trochę z południa (z lewej). Pod wieczór wiatr odkręca się w kierunku południowym jescze bardziej, noszenia są wtedy słabsze. W każdej chwili może przestać wiać - trzeba być czujnym. Ponoć w termie można wykręcić do 700m nad start.

Generalnie latanie tutaj jest przyjemne, ale nudnawe, choć nadrabia przyjemną atmosferą na starcie.  Po 1h latania tak i z powrotem masz już raczej dość. Widziałeś swoje odbicie w hotelu Mariott, Limę z góry, poleciałeś nad morze i już. Tylko te 700m może ratować sytuację. Ale z drugiej strony słyszałem, że to miejsce jest unikalne na skalę światową z racji możliwości latania tak blisko budynków w relatywnie ładnej okolicy. Myślę że warto je odwiedzić przy okazji raz w życiu, no może dwa.

Jeszcze więcej fotek z latania! / Even more photos from flying!

O ile pierwszy dzień by słoneczny - taki wiosenny, 20 stopni -  to drugi zaczął się dziwną mgłą, która rozeszła się po 2h czekania (ale to standard dla Limy). Ponoć słowo "parawaiting" zostało wymyślone właśnie w Limie.

The first day was sunny - a spring one, 20 C. The second one started as a gloomy one with loads of fog which disapered after 2h of waiting (normal for Lima). Apparently the world "parawaiting" was invented here in Lima.




Lima to raczej brzydkie miasto, do tego ogromne (13 milionów), wygląda jakby było zbudowane z klocków Lego. / Lima is a rather ugly city, huge (13 milions), it looks like build from Lego blocks.




Startowisko / The take off



Surferzy


Są w Limie piloci miłośnicy niskich akrobacji nad morzem, drutami i ruchliwą dwupasmówką. Absolutnie bez szans ratunku jak coś pójdzie nei tak. Widziałem hellikoptery, saty, wingovery i loopy. / There are pilots in Lima who enjoy acro over electric lines, see, busy road. No chances to be saved in case something ges wrong. I saw hellicopters, sats, wingovers and loops.





Mój tandemowy faworyt.



środa, 23 października 2013

wtorek, 22 października 2013

Samolotem / By plane

Jana poleciała pierwsza: o 7:45 do Pragi. Ja leciałem do Madrytu o 2h później. Bardzo nie lubię rozstań, ale to minęło całkiem dobrze. Przynajmniej tak czuję. Ale zobaczymy się aż za 61 dni. Już cieszę się na wspólne Święta.

Jana had flown first: at 7:45 to Prague. I was flying to Madrid 2 hours later. I really don't like leaving each other, but this time it was kind of ok. At least I feel so. We are going to see each other in 61 days. I'm already so happy for Christmas together.

Wystrzeliwują Janę w kosmos. / They are shooting Jana up into space.

Moja podróż samolotem była dziwnym doświadczeniem. Nie lubię latać samolotami, bo traktują mnie jak potencjalnego terrorystę, mam klaustrofobiczne myśli i nie kontroluję sytuacji. Do tego często wyobrażam sobie jak na pokładzie wybucha panika wśród pasażerów i chcąc nie chcąc zostaję w nią wciągnięty. Nie miałem miejsca przy oknie, więc ominęło mnie kilka fajnych widoków, ale za to bacznie obserwowałem jak zmienia się położenie słońca. Lecieliśmy na południowy zachód, ciągle uciekając przed nocą, a w 2/3 lotu słońca zaczęło świecić przez okienka z drugiej strony kabiny - minęliśmy równik. Nigdy nie byłem na równiku, ale co to za sztuka go przelecieć samolotem... Podniosły się też chmury, wypiętrzone cumulusy sięgały prawie naszego pułapu, choć możę to tylko złudzenie.

My flight was a strange experience. I don't like flying by planes, because they treat me as a potencial terrorist, I have cloustrophobic thought and I cannot control the situation. Moreover, I often imagine how panic brakes out in the crowd in the plane and I have to deal with the situation. I didn't have a seat by the window, so I missed some spectacular vievs, but I was attentively watching how the Sun changes it's position. We flew towards South West, constantly escaping the night and in 2/3rds of a flight the Sun started to shine from the other side - we passed the equator. I've never been on the equator before, but it's not a big deal to fly over it... Clouds have rised, cumuluses seemed to be just below us.

Żeby wylecieć o 7:40 byliśmy na lotnisku w Barcelonie jeszcze przed świtem (wstaliśmy o 4 rano), natomiast  wychodziłem z lotniska w Lime tuż po zachodzie słońca - różnica czasu wynosi +7h. Tutaj jest 18ta, czyli po polsku 1sza w nocy. Do łóżka poszedłem koło 23ej, czyli 6 rano, ale i tak nie mogłem spać.

In order to take off at 7:40, we had to be at the airport in Barcelona before sunrise (we got up at 4 am) and I was leaving Lima's airport just after the sunset. The time difference is +7h. Here is 18:00, in Poland it's 01:00 at night. I went to bed around 23:00 (6 am in PL), but I couldn't sleep anyway.

Tak w ogóle to trzeba mieć zdrowie, żeby wysiedzieć te 12h na jednym miejscu. Zresztą cale to podróżowanie samolotem jest de facto jak teleportacja.

You have to be tought to sit 12 h in one position. All that travelling by plane is like a teleportation.

Jest to moja pierwsza tak daleka samotna podróż. Do tego do czytania wybrałem sobie nienajlepszą lekturę: "Jeszcze jeden dzień życia" oraz "Wojna footbolowa" Kapuścińskiego. W skrócie: jest o krwawym rozpadzie kolonialnego świata. A teraz do tego postkolonialnego świata sam jechałem. Nie wiem w sumie co mam o kolonializmie myśleć, ani o co mogę pytać miejscowych, a o co nie mogę, żeby ich nie urazić.

It's my fiirst trip on my own so far away. Moreover, I chose not the best book in the world to read in such occasion: "Another day of life" and "Football war" by Ryszard Kapuściński. Briefly: the book describes bloody disolation of the colonial world. And now I'm travelling to the postcolonial world myself. I have no idea what should I think about colonialism and what I should or shouldn't ask the locals.

Na lotnisku w Limie zaskakują toalety. Mają strasznie nisko zamontowaną muszę klozetową, a drzwi są tak niskie, że górą wystaje mi prawie cała głowa.

The first suprising thing on the Lima airport are toilets. They are so low and the doors are not to high - I can see everything over them while standing.

Odebrali mnie z lotniska rodzice Carlosa (znajomego znajomej - wymieniliśmy naście maili nt. mojego przyjazdu), bardzo sympatyczna para między 50 a 60tką. Pojechaliśmy do centrum ich starą Toyotą Coroną. Też ledwo się do niego zmieściłem, ze swoimi długimi nogami. Jestem zdecydowanie ponad wymiarowy na Amerykę Południową. Po raz pierwszy też uświadomiłem sobie, że wyglądam radykalnie inaczej od miejscowych.

The parents of Carlos picked me up from the airport. Carlos is a friend of a friend - we exchanged some emails before I arrived to Lima - they are a lovely couple in their 50s to 60s. We went to the city center by their old Toyota Corona. I bearly could squeez inside with my long legs. I'm definitely too big for S. America. For the first time in my life I've also realized I look completely different from the locals.

Na drogach panuje spory chaos, wszyscy na siebie trąbią i mrugają światłami, przepychają się i podjeżdzają na centrymety od siebie, w najdzieji, że sąsiedni kierowca ich wpuści. Korki były niemiłosierne, bo to poniedziałek i jeszcze godziny popracowego szczytu. Ulice pachną trochę inaczej niż u nas i czuć zapach niedopalonej benzyny, ale nie wiem czy to nie przypadkiem nasza Toyota Corona, wiekowo zbliżona pewnie do mnie. Tak w ogóle to starych toyot jest tutaj od groma. Podoba mi się. Czuję też, że bycie kierowcą samochodu w tym chaosie, musi być przyjemne.

There is a big chaos on roads here. Everybody is beeping and flashing lights at each other. They push and get so close to each other in order to squeez inbetween. Traffic jam was horrible. The streets smell a bit different then at home and I can feel the smell of not completly burned petrol, but it could be our Toyota as well, that is as old as I am.

Spotykamy się z Carlosem, jedziemy do hostelu, zrzucam ładunek, idziemy na pieczoną kurę z frytkami i sałatką, umawiamy się na jedzenie pieczonej świnki morskiej. Carlos mówi, że na południe od Limy Murzyni jedzą koty, ale sam nie jadł nigdy (w miejscowości Chincha, jeśli dobrze pamiętam). Do tego obowiązkowo bardzo słodka Inca Kola. Jest bardzo miło. Potem do łóżka i nie mogę spać. Denerwuję się tym nowym nieoswojonym miejscem.

We meet with Carlos, go to the hostel, leave the stuff, eat rosted chicken with french fries and salat, we agree on meeting and having guinea pig to eat. Carlos says that South of Lima Black Guys eat cats, but he never tried one (in town called Chincha as far as I know). Inca Kola is a must. It's really nice. Then I go to bed and I cannot sleep. I'm nervous because of this new, strange and untamed place.


Europa good bye!

Jestem już Limie, po bardzo długi dniu i z nowymi wrażeniami, które usilnie spychają wizytę w Barcelonie na dalszy plan. Także podsumujmy:

I'm in Lima, after a very long day with tons of new impressions, that push behind the trip to Barcelona. Let's sum it all up:

1. Dziękujemy Marcie i Juskowi za gościnę w Barcelonie. Lepiej nie mogliśmy trafić!!!

I'd like to thank Marta nad Jusek for shareing their flat with us. We couldn't get to any better place!!!

2. Dzięki uprzejmości naszych gospodarzy i wspólnych znajomych naszych gospodarzy, mieliśmy z Janą możliwość luksusowo wozić się po Barcelonie na miejskich rowerach (bicing). Logujesz się na parkingu rowerów i na 30 minut możesz sobie wziąć rower. Przekroczenie limitu skutkuje opłatą za używanie roweru. Parkingi są rozmieszczone po całym mieście. Potem odstawisz rower i po 10 minutach bierzesz nowy. Zupełnie jak zmiana rumaków w westernie :) Pomysł godny naśladowania na całym świecie.

Due to hospitality of our hosts and common friends of our hosts, we had a chance with Jana to travel around Barcelona on municipal bikes (bicing). You log in with a card into a parking place somewhere around the city and then you take a bike for free for 30 minutes. If you use it for a longer time, you have to pay for it. After returning it back to the parking place, you have to wait 10 minutes to pick up another one. Just like changing horses in a western movie.

3. Barcelona tonie w motocyklach. Widziałem jednego tak starego transalpa jak mój (w Wiedniu w ciągu 2 godzin widziałem takich motorów chyba cztery). Jeżdzą wszyscy i wszędzie, w każdym ubraniu i w każdej konfiguracji.
 
Barcelona is overflown with motorcycles. I saw one Transalp which was as old as mine (in Vienna, in 2 hours I saw 4 of theme). Everybody travels everywhere on these motorbikes, in any possible clothes and in any possible configuration.








For Karol with Love from Barcelona.




Nie wiem co to za model, ale wygląda jak duża zabawka - chyba z racji tych mega grubych opon.








Prawie taki jak mój. Z przebiegiem 86k km. Nigdy bym nie kupił używanego moto z basenu Morza Śródziemnego. Ile te motocykle mają przejechane, jeśli codziennie przez prawie cały rok się tam nimi śmiga?


SBT BRCL