This post is mainly about flying in Pachacamac, which looks like a moon coverd by thick clouds. No need to translate all I guess (or google translator will do the job).
Pojechałem dziś z dwoma spotkanymi lokalasami - Amerykaninem Wesem i Duńczykiem Sorenem - latać do Pachacamac, 50 km na południe od Limy.
Pojechałem dziś z dwoma spotkanymi lokalasami - Amerykaninem Wesem i Duńczykiem Sorenem - latać do Pachacamac, 50 km na południe od Limy.
Bierzemy taksówkę i ustalamy z kierowcą stawkę na 20 soli (jakieś 21 PLN) za godzinę (uwinęliśmy się ze wszystkim w 6h) i jazda. Przejazd przez Limę to koszmar, potem wjeżdzamy na Panamerican highway - też koszmar. Wszędzie straszny syf i kontrast. Pomiędzy rozsupującymi się rzęchami jadą wypieszczone harleye. Dziwnie się na to patrzy. Soren mówi, że trzeba się przyzwyczaić.
Góra ma 200m przewyższenia, można wykręcić się jakieś 300 m nad start - wyżej są lepkie chmury. Lata się po stoku, ale można też przeskoczyć na 2 górki z przodu. Warun jest dziwny... Latanie to turbo żagiel z dosyć silnymi bąblami, ale bez ostrych krawędzi i ze sporą ilością turbulencji. Skrzydło strasznie gada (nie tylko moje), ale nikt żadnych atrakcji w powietrzu nie ma. Samo latanie jest takie sobie - raczej przygodowe, trochę stresujące i myślę, że tylko raz w życiu ;).
Wszystko wygląda zupełnie inaczej niż na tym filmie:
Wes mówi, że tu jest fajnie bo to takie bardzo zielone miejsce i że bogaci ludzie budują sobie tutaj wystawne domy. Dla mnie ten krajobraz jest prawie księżycowy i nie ma nic wspólnego z zielenią.
Zdecydowanie największe wrażanie robi cała otoczka naszego wyjazdu oraz samo miejsce i pogoda.
W powietrzu jest jakiś syf albo mgła, nie ma dobrej widoczności a wyżej ta mgła przechodzi płynnie w chmury. Ale to charakterystyczne dla tej pory roku w tych okolicach. Zresztą ładna pogoda tutaj, czyli słońce i niebieskie niebo, oznacza brak latania. Dziś na przykład cały dzień Lima była skąpana we mgle i żadnego latania nie było.
Od czasu do czasu wychodzi trochę słońca, które - jak się dowiedziałem z autopsji - strasznie pali skórę. Nawet jak jest za chmurami, to niesamowicie daje po ryju. "Jesteśmy w tropikach biały chłopcze" powiedział Wes.
Pod stok podjeżdzamy taksówką (taryfiarz cały czas czeka na nas na dole) ale już potem jedziemy ze znajomymi moich lokalasów na start wypasionymi samochodami 4x4. Niby normalnie, ale dziwnie - na starcie jest zbieranina pilotów, każdy jest z innego miejsca na świecie, każdy ma jakiś inny sprzęt i każdy reprezentuje inny poziom. Wszystkich łączy to, że wjechali na start drogimi samochodami i że mają glajty, nic innego.
Po 1,5h Wes ląduje a ja za nim. Koniec, tyle wystarczy.
Wracamy do Limy. Zatrzymujemy się w polecanej przez Sorena knajpie. Chcę zjeść świnkę morską, ale trzeba na nią strasznie długo czekać. Może innym razem. Znów korki, znów syfnie i znów mgła nad miastem.
Moje tracki są tutaj: http://www.xcontest.org/world/en/pilots/detail:pirx
Pachacamac z dystansu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz