This post is about flying on the cliff of Lima. In general the flying is nice, but a bit borring after some time. The ambience of the place is really great!
Pierwszego dnia przyszedłem na start. Z hostelu idzie się na start jakiś 20 minut. Między blokami widać już pierwsze skrzydła. Mam szczęście, bo jest słoneczny dzień, taki polsko wiosenny. Dobra pogoda przyszłą dopiero w zeszłym tygodniu. Drugiego dnia budynki nad morzem toną we mgle, ale potem wszystko się czyści.
Zgłaszam chęć latania, podpisuję kwity (skąd jestem i że jestem zdrowy), pokazuję też licencję. Nic się tutaj za latanie nie płaci, a startowisko jest przygotowane wyborowo. Jako nowy dostaję polecenie pogadania z "o tamtym kolesiem" Tommym - dziś on jest szefem na starcie. Jutro będzie ktoś inny.
Tommy jest bardzo miły i pomocny. Gadamy po angielsku. Jest z Caracas, pracuje w Limie. Wyjechał z Venezueli bo panuje tam bananowa republika - jego zdaniem. Kolesie którzy nakręcili "Neverending thermal" to jego kumple :). Mieszkał w Bassano i w Monachium. Latał do pożygania. W Niemczech pracował dla Firebirda. Tutaj lata jako pilot tandemu i robi jeszcze inne rzeczy w turystyce.
Wiem już co mam a czego nie mam robić. Start jest bajecznie prosty, lądowanie już nie - chyba, że chcemy lądować na plaży na dole - ale po co. Pierwszego dnia top landing bez problemu. Drugiego dnia mocno się rozwiało i z 6 razy podchodzę do lądowania. Zawsze zabiera mnie znad startu i muszę podchodzić kolejny raz. Podejście wygląda tak, że wychodzisz głębiej w morze, zakładasz uszy a potem delikatnie podjeżdzasz nad startowisko od tyłu (uwaga na plamy, murek, ludzi i zwierzęta oraz rotor. Zhamowujes skrzydło i siadasz. Rzeczonego durgiego dnia po kilku nieudanych próbach, sprowadza mnie do lądowania opiekun startowiska na ten dzień - instruując co mam robić. Ciekawe i bardzo pomocne.
Startowisko jest ogrodzony murkiem i bramką: wejście tylko dla latających i pasażerów. Jest też budka oferująca loty tandemowe. Połowa jak nie więcej pilotów na startowisku to zawodowi tandemiarze. Myślę, że Lima to jedno z najpopularniejszych miejsc z tym biznesem na świecie. Poza budką jest jak wspomniał opiekun startu oraz pomagacze, którzy oraganizują klientom kaski itd. oraz pomagają wystartować i wylądować. Dostają za to część utargu. Zajmują się też polowaniem na warun, bo ten tuaj jest dość kapryśny. Jak dobrze wieje, to pomagacze dzwonią do tandemiarzy i zaczyna się biznes. Widok na starcie jest bardzo przyjemny. Taka międzynaroodowa sielanka. A lokalni solo piloci co chwilę popisują się swoimi sztuczkami.
Jeden Amerykanin - Wess, który pomieszkuje w Limie już 10 lat - mówi, że dużo się tutaj zmieniło. 8 lat temu piloci tandemów czasem bili się pięściami o klientów. Teraz jest murek, budka, naziemna obsługa, pełny profesjonalizm.
Na klifie można latać na żaglu albo na turbo żaglu. Ja latałem tylko na żaglu. Do 130m nad start czyli jakieś 200m npm. Po starcie stabilne 0,5 m/s w górę aż do sufitu. Jak mocno świeci słońce, to nagrzewa się plaża, droga i klify i powstaje efekt "chupa-chupa" (cytuję). Te miejsca generują silną termę i tłumią wiatr do zera - nie ma wtedy latania, a start kończy się duszeniem i glebą na plaży. Wiatr nie wieje idealnie pod klif, ale trochę z południa (z lewej). Pod wieczór wiatr odkręca się w kierunku południowym jescze bardziej, noszenia są wtedy słabsze. W każdej chwili może przestać wiać - trzeba być czujnym. Ponoć w termie można wykręcić do 700m nad start.
Generalnie latanie tutaj jest przyjemne, ale nudnawe, choć nadrabia przyjemną atmosferą na starcie. Po 1h latania tak i z powrotem masz już raczej dość. Widziałeś swoje odbicie w hotelu Mariott, Limę z góry, poleciałeś nad morze i już. Tylko te 700m może ratować sytuację. Ale z drugiej strony słyszałem, że to miejsce jest unikalne na skalę światową z racji możliwości latania tak blisko budynków w relatywnie ładnej okolicy. Myślę że warto je odwiedzić przy okazji raz w życiu, no może dwa.
Pierwszego dnia przyszedłem na start. Z hostelu idzie się na start jakiś 20 minut. Między blokami widać już pierwsze skrzydła. Mam szczęście, bo jest słoneczny dzień, taki polsko wiosenny. Dobra pogoda przyszłą dopiero w zeszłym tygodniu. Drugiego dnia budynki nad morzem toną we mgle, ale potem wszystko się czyści.
Zgłaszam chęć latania, podpisuję kwity (skąd jestem i że jestem zdrowy), pokazuję też licencję. Nic się tutaj za latanie nie płaci, a startowisko jest przygotowane wyborowo. Jako nowy dostaję polecenie pogadania z "o tamtym kolesiem" Tommym - dziś on jest szefem na starcie. Jutro będzie ktoś inny.
Tommy jest bardzo miły i pomocny. Gadamy po angielsku. Jest z Caracas, pracuje w Limie. Wyjechał z Venezueli bo panuje tam bananowa republika - jego zdaniem. Kolesie którzy nakręcili "Neverending thermal" to jego kumple :). Mieszkał w Bassano i w Monachium. Latał do pożygania. W Niemczech pracował dla Firebirda. Tutaj lata jako pilot tandemu i robi jeszcze inne rzeczy w turystyce.
Wiem już co mam a czego nie mam robić. Start jest bajecznie prosty, lądowanie już nie - chyba, że chcemy lądować na plaży na dole - ale po co. Pierwszego dnia top landing bez problemu. Drugiego dnia mocno się rozwiało i z 6 razy podchodzę do lądowania. Zawsze zabiera mnie znad startu i muszę podchodzić kolejny raz. Podejście wygląda tak, że wychodzisz głębiej w morze, zakładasz uszy a potem delikatnie podjeżdzasz nad startowisko od tyłu (uwaga na plamy, murek, ludzi i zwierzęta oraz rotor. Zhamowujes skrzydło i siadasz. Rzeczonego durgiego dnia po kilku nieudanych próbach, sprowadza mnie do lądowania opiekun startowiska na ten dzień - instruując co mam robić. Ciekawe i bardzo pomocne.
Startowisko jest ogrodzony murkiem i bramką: wejście tylko dla latających i pasażerów. Jest też budka oferująca loty tandemowe. Połowa jak nie więcej pilotów na startowisku to zawodowi tandemiarze. Myślę, że Lima to jedno z najpopularniejszych miejsc z tym biznesem na świecie. Poza budką jest jak wspomniał opiekun startu oraz pomagacze, którzy oraganizują klientom kaski itd. oraz pomagają wystartować i wylądować. Dostają za to część utargu. Zajmują się też polowaniem na warun, bo ten tuaj jest dość kapryśny. Jak dobrze wieje, to pomagacze dzwonią do tandemiarzy i zaczyna się biznes. Widok na starcie jest bardzo przyjemny. Taka międzynaroodowa sielanka. A lokalni solo piloci co chwilę popisują się swoimi sztuczkami.
Jeden Amerykanin - Wess, który pomieszkuje w Limie już 10 lat - mówi, że dużo się tutaj zmieniło. 8 lat temu piloci tandemów czasem bili się pięściami o klientów. Teraz jest murek, budka, naziemna obsługa, pełny profesjonalizm.
Na klifie można latać na żaglu albo na turbo żaglu. Ja latałem tylko na żaglu. Do 130m nad start czyli jakieś 200m npm. Po starcie stabilne 0,5 m/s w górę aż do sufitu. Jak mocno świeci słońce, to nagrzewa się plaża, droga i klify i powstaje efekt "chupa-chupa" (cytuję). Te miejsca generują silną termę i tłumią wiatr do zera - nie ma wtedy latania, a start kończy się duszeniem i glebą na plaży. Wiatr nie wieje idealnie pod klif, ale trochę z południa (z lewej). Pod wieczór wiatr odkręca się w kierunku południowym jescze bardziej, noszenia są wtedy słabsze. W każdej chwili może przestać wiać - trzeba być czujnym. Ponoć w termie można wykręcić do 700m nad start.
Generalnie latanie tutaj jest przyjemne, ale nudnawe, choć nadrabia przyjemną atmosferą na starcie. Po 1h latania tak i z powrotem masz już raczej dość. Widziałeś swoje odbicie w hotelu Mariott, Limę z góry, poleciałeś nad morze i już. Tylko te 700m może ratować sytuację. Ale z drugiej strony słyszałem, że to miejsce jest unikalne na skalę światową z racji możliwości latania tak blisko budynków w relatywnie ładnej okolicy. Myślę że warto je odwiedzić przy okazji raz w życiu, no może dwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz