piątek, 6 grudnia 2013

Mikolajki w La Paz / Santa Claus in La Paz

Trzy dni temu poprosilem Sw. Mikolaja o wycieczke na Droge Smierci. (Yungas Road) Mikolaj zainkasowal 500 boliwianos (70 USD) i powiedzial, ze 6 grudnia o 8:15 mam czekac na prezent. I tak tez sie stalo.

3 days ago I asked Santa Clause for the ticket to the Death Road (Yungas Road). Mr. Claus got 500 bolivianos (70 USD) and said that on the 6th of December at 8:15 I have to wait for the gift. And that was it.


Tak na prawde to caly ten zjazd rowerem Droga Smierci to jedna wielka komercha. Firm ktore obsluguja takie imprezy jest w La Paz od groma. Niemnie jednak bylo kilka interesujacych momentow, z ktorych najbardziej zapadlo mi w pamiec, jak nasz bus (12 osob plus 7 rowerow na dachu) wyprzedzal pod gorke, na zakrecie, na podwojnej ciaglej drugi bus i ten drugi bus uznal nasze wyprzedzanie za wyzwanie i dodal gazu. W koncu zesmy go lykneli, ale nie bylo latwo. Co do bezpieczenstwa - jesli jest sie rozwaznym, to ciezko z niej spasc.

To be honest all this downhill by bike on the Road of Death is a big business here in La Paz. There are numerous companies in the capital providing these kind of attraction for rich tourists. Actually, I think the most dangerous part of this trip was riving a bus full of bikes and people up the hill. The way Bolivians drive is just crazy.   

Caly pomysl z ta nietania wycieczka zrodzil sie z braku czasu (i troche checi) na przemierzenia El Choro Treku (http://www.besthike.com/southamerica/bolivia/choro.html), czyli w skrocie zejscie z przeleczy wznoszacej sie tuz na La Paz (La Cumbre 4650 m npm) do jungli po drugiej stronie (wschodniej) Andow. Trek trwa 2-3 dni, jest maczacy dla kolan, dziki (choc i tak  przystepny jak na te gory) i trzeba miec wszystko ze soba. Nastepnym razem.

The idea to downhill the Death Road was due to the lack of time to complete El Choro Trek - 3 day journey from La Cumbra Pass down East to the jungle. Downhill was just a trick to save some time and see what's on the other side of the Andes.

Ale wracajac do meritum. Zjazd startowal z wyzej wspomnianej przeleczy na 4600 a konczyl sie w okolicach miejscowosci Coroico na wysokosci 1200m npm. Dlugosc trasy okolo 60 km. Warto przeczytac ten artykol o ww. drodze: http://en.wikipedia.org/wiki/Yungas_Road. Niedawno zbudowana alternatywna droga smierci odciazyla ruch na tej wlasciwej i dlatego na calej trasie minelismy tylko kilka samochodow. Poza tym lal deszcz i wszedzie byly chmury (w sumie na szczescie) i nie bylo widac przepasci pod nogami, tj. kolami. Co ciekawe na drodze obowiazuje ruch lewostronny, takze jedziemy zaraz kolo urwiska. Zjazd skladal sie z kilku odcinkow: przelecz La Cumbra - poczatek Drogi Smierci (po asfalcie), wlasicwa droga po szutrze i reszta wlasciwej drogi - juz raczej na luzaku.

Getting back to the point - the trip started at la Cumbre Pass at 4600m and finished around Coroico at 1200m. The lenght of the road is around 60km. Recently the new Yungas road was build , that's why there is no much traffic on the Death Road anymore. What's interesting is that you drive it on the left side, not the right side like the rest of the roads here.

Tak kiedys wygladala ta droga jak jezdzily po niej autaa - nieprawdopodobne.

Najbardziej z tej imprezy podobaly mi sie zmieniajace sie krajobrazy. Z Altiplano do dzungli, a potem z powrotem z dzungli na altiplano po tej unowoczesnionej drodze smierci, ktora doslownie zawieszona jest w chmurach, przez ktore przebijalismy sie naszym dzielnym busem. Rozmiary gor sa przytlaczajace, a to tylko jedna dolina.

What I liked the most from this trip was the changing landscapes. From Altiplano, over the Andes to the jungle. Getting back on the New Road of Death was also quite an experience - endless twists and turns, up to the sky. 

PS. Warto zajrzec jeszcze tutaj: / Worth seeing this:



I tutaj: / And this:



Tyle na razie! Jutro nad jezioro Titicaca.

That's all for now. Heading to the Titicaca Lake tomorrow.

czwartek, 5 grudnia 2013

La Paz

(Zdjecia nie sa mojego autorstwa)
(Photos are not mine)

Po dwoch godzinach jazdu autobusem z Aric-i do La Paz, zaczalem czuc sie nieco nieswojo.  Troche jakbym mial goraczke, choc moze wynikalo to tez z nieprzespanej nocy. Wjechalismy wlasnie na jakies 3500 m. Potem bylo jeszcze wyzej (4500) i granice chilijsko-boliwijska przekraczalem na miekkich nogach. Nigdy  w zyciu nie bylem tak wysoko. Potem jeszcze kilka godzin po altiplano, pod najpiekniejszym niebem jakie kiedykolwiek widzialem i zjazd do najdziwniejszego miasta jakie kiedykolwiek widzialem - La Paz.

After 2 hours of a bus ride from Arica to La Paz I started to feel a bit worse. A little bit as if I had a fever, but it could be due to sleepless night the day before. We have just arrived to 3500m asl, but later it was even higher (4500) and I've crossed the border between Chili and Bolivia having very soft legs. Then a couple of hours on Altiplano, under the most beautiful sky I've ever seen and we descend to the strangest city I've ever seen - La Paz.

Sama podroz byl fantastyczna. Z poziomu morza, przez pustynie, i gleboki wawoz, na altiplano, obok wulkanow z lodowymi czapami oraz obok Parque Nacional Lauca. Zaraz za granica znajduje sie najwyzszy szczyt Boliwii - wulkan Sajama 6542m npm.

The trip itself was magical. From the see level, through the desert and deep canyon, on top of Altiplano, next to the vulcanos with ice caps and next to the Parque Nacional Lauca. And just after the border the is the highest peak in Bolivia - vulcano Sajama 6542m.



Po wyjechaniu "nad poziom" pustyni, rodzi sie zycie. Zupelne odwrocenie porzadku jaki znam, bo przeciez im wyzej tym zycia jest mniej. Sa stada ptakow, flamingow, lam (albo alpak). Niebo jest niesamowicie blekitne, starsznie wieje wiatr a po horyzont ciagna sie szlaki kumulusow.

After getting above the desert, life emerges. It's completely different then in Europe, where the higher you get, the less living organisms you see. Flocks of birds, flamingos and lamas. The sky is electric blue, the wind is bloody strong and the cumulus stripes are long.

La Paz jest w wielkiej dziurze w ziemi, choc tak na prawde to dolina rzeki, ktora nazywa sie tak samo jak miasto. Zjazd droga z El Alto (blizniacze do La Paz miasto na krawedzi) dziury na wysokosci 4000m) jest niesamowity. Jest to antyteza miasta, ktore znam, czyli miasta zbudowanego na wzgorzu. Tutuaj elita mieszka jak nisko sie tylko da. Wiezowce sa w dolinie. Wszedzie jest pod gore. Powietrze jest rzadkie i po dziesieciu krokach - idac po gore - trzeba zatrzymywac sie na wyrownanie oddechu. Jest jak po sprincie, a to przeiez tylko kilka krokow. Nad miastem guruje wulkan Illimani 6438m - drugi szczyt Boliwii (na zdjeciu).

La Paz is situated in a massive hole in the ground. But - to be honest - it's a valley of the river that goes through the city. The river is named after the city. Next to La Paz, on the edge of the "hole" there is a city called El Alto - hight 4000m (La Paz is a bit lower). This is an antithesis of the city in Europe: the most important buildings are down in the hole, not on the hill. Moreover, the air is thin and the roads are steep - you either climb or descend and the breath is short. Over the city there is a gigantic vulcano Illimani - the second peak of Bolivia (6438m).


O La Paz bedzie nastepnym razem. Moge tylko napisac, ze miasto jest bardzo przyjemne i ciekawe. Po doswiadczeniach z Lima spodziewalem sie czegos zupelnie innego, a tutaj mega niespodzianka.

I will wrote about La Paz later. I can only say that the city is really pleasant and interesting. After experience with Lima I was surprised.

Warto zobaczyć: / Worth seeing:

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Zostało 16 dni / 16 days left

Jak w tytule: za tyle dni mam być na lotnisku w Santiago. A mam jeszcze kilka planów do zrealizowania.

A in the title: in 16 days I have to be in Santiago. And I have a couple of plans to fulfill.

Punkt pierwszy to La Paz (jakieś 7-8 dni wraz z Jeziorem Titicaca). Potem Iqq na kilka dni, a następnie powolne przemieszczanie się do Santiago z planami oblecenia 3 nowych miejscówek (Antofogasta, La Piramida w Santiago i klif koło Velparaiso). Zobaczymy jak to wszystko pójdzie. Póki co nie chcę nawet patrzeć na paralotnię, ale jak wrócę to na bank chciałbym jeszcze raz skoczyć sobie z Alto Hospicio i pobiegać w Palo Buque.

The first one is La Paz along with Titicaca Lake. Then back to IQQ for a short flight. Later going to Santiago with a short stops in Antofagasta and Valparaiso. We will see how all this goes. As for now I even don't want to look at the glider.

Nie biorę komputera ze sobą, więc czerstwe relacje za około tydzień.

I don't the my PC with me, so I should write in about a week.

Adios!


Nuestra Señora de La Paz