Stolica Chile nie wygląda jak to Chile, które do tej pory widziałem. Przyjechałem na dworzec, przywitały mnie strzałki kierujące mnie do metra. Kilka przystanków, kilka przecznic na piechotę i jestem w hostelu. Jest jak w południowej Europie. A do tego chłopak na dworcu, w budzie z hot dogami mówił po angielsku!
The capital of Chile looks quite different from the Chile I know from my short travels. I came to the bus station, I saw arrows showing me the way to the metro. A couple of stops, a couple of streets and I'm in the hostel. It's a bit like in the South of Europe. And the guy at the bus station, the one selling hot dogs, spoke English!
(fotka z: http://www.etravelblog.com/wp-content/uploads/2011/02/santiago.jpg)
Po raz pierwszy też nie czuję się inny. Wszędzie, przez cały czas trawia podróży, od momentu kiedy wysiadłem w Limie z samolotu (21 października) byłem "gringo alto". Tutaj - w Santiago - mógłbym być chilijczykiem. Ze swoją ciemną karnację i opalenizną mogę uchodzić w końcu za lokalasa. Spotkany w hostelu chilijczyk mi to zresztą potwierdził.
Also, for the first time in the last 2 month I don't feel that I'm different. Everywhere so far, all the time during my trip, from the time I left the plane at Lima airport (21st of October) I was "gringo alto". Here - in Santiago - I could be a Chilean. With my darkish skin and suntan I could be a local. One Chilean guy I met at the hostel confirmed this.
Also, for the first time in the last 2 month I don't feel that I'm different. Everywhere so far, all the time during my trip, from the time I left the plane at Lima airport (21st of October) I was "gringo alto". Here - in Santiago - I could be a Chilean. With my darkish skin and suntan I could be a local. One Chilean guy I met at the hostel confirmed this.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz