czwartek, 24 października 2013

Jeszcze więcej fotek z latania! / Even more photos from flying!

O ile pierwszy dzień by słoneczny - taki wiosenny, 20 stopni -  to drugi zaczął się dziwną mgłą, która rozeszła się po 2h czekania (ale to standard dla Limy). Ponoć słowo "parawaiting" zostało wymyślone właśnie w Limie.

The first day was sunny - a spring one, 20 C. The second one started as a gloomy one with loads of fog which disapered after 2h of waiting (normal for Lima). Apparently the world "parawaiting" was invented here in Lima.




Lima to raczej brzydkie miasto, do tego ogromne (13 milionów), wygląda jakby było zbudowane z klocków Lego. / Lima is a rather ugly city, huge (13 milions), it looks like build from Lego blocks.




Startowisko / The take off



Surferzy


Są w Limie piloci miłośnicy niskich akrobacji nad morzem, drutami i ruchliwą dwupasmówką. Absolutnie bez szans ratunku jak coś pójdzie nei tak. Widziałem hellikoptery, saty, wingovery i loopy. / There are pilots in Lima who enjoy acro over electric lines, see, busy road. No chances to be saved in case something ges wrong. I saw hellicopters, sats, wingovers and loops.





Mój tandemowy faworyt.



środa, 23 października 2013

W powietrzu / In the air

Pierwsze fotki z latanie w Limie :) A jutro więcej tekstu.

First photos of flying in Lima :) And tomorrow more to read.











wtorek, 22 października 2013

Samolotem / By plane

Jana poleciała pierwsza: o 7:45 do Pragi. Ja leciałem do Madrytu o 2h później. Bardzo nie lubię rozstań, ale to minęło całkiem dobrze. Przynajmniej tak czuję. Ale zobaczymy się aż za 61 dni. Już cieszę się na wspólne Święta.

Jana had flown first: at 7:45 to Prague. I was flying to Madrid 2 hours later. I really don't like leaving each other, but this time it was kind of ok. At least I feel so. We are going to see each other in 61 days. I'm already so happy for Christmas together.

Wystrzeliwują Janę w kosmos. / They are shooting Jana up into space.

Moja podróż samolotem była dziwnym doświadczeniem. Nie lubię latać samolotami, bo traktują mnie jak potencjalnego terrorystę, mam klaustrofobiczne myśli i nie kontroluję sytuacji. Do tego często wyobrażam sobie jak na pokładzie wybucha panika wśród pasażerów i chcąc nie chcąc zostaję w nią wciągnięty. Nie miałem miejsca przy oknie, więc ominęło mnie kilka fajnych widoków, ale za to bacznie obserwowałem jak zmienia się położenie słońca. Lecieliśmy na południowy zachód, ciągle uciekając przed nocą, a w 2/3 lotu słońca zaczęło świecić przez okienka z drugiej strony kabiny - minęliśmy równik. Nigdy nie byłem na równiku, ale co to za sztuka go przelecieć samolotem... Podniosły się też chmury, wypiętrzone cumulusy sięgały prawie naszego pułapu, choć możę to tylko złudzenie.

My flight was a strange experience. I don't like flying by planes, because they treat me as a potencial terrorist, I have cloustrophobic thought and I cannot control the situation. Moreover, I often imagine how panic brakes out in the crowd in the plane and I have to deal with the situation. I didn't have a seat by the window, so I missed some spectacular vievs, but I was attentively watching how the Sun changes it's position. We flew towards South West, constantly escaping the night and in 2/3rds of a flight the Sun started to shine from the other side - we passed the equator. I've never been on the equator before, but it's not a big deal to fly over it... Clouds have rised, cumuluses seemed to be just below us.

Żeby wylecieć o 7:40 byliśmy na lotnisku w Barcelonie jeszcze przed świtem (wstaliśmy o 4 rano), natomiast  wychodziłem z lotniska w Lime tuż po zachodzie słońca - różnica czasu wynosi +7h. Tutaj jest 18ta, czyli po polsku 1sza w nocy. Do łóżka poszedłem koło 23ej, czyli 6 rano, ale i tak nie mogłem spać.

In order to take off at 7:40, we had to be at the airport in Barcelona before sunrise (we got up at 4 am) and I was leaving Lima's airport just after the sunset. The time difference is +7h. Here is 18:00, in Poland it's 01:00 at night. I went to bed around 23:00 (6 am in PL), but I couldn't sleep anyway.

Tak w ogóle to trzeba mieć zdrowie, żeby wysiedzieć te 12h na jednym miejscu. Zresztą cale to podróżowanie samolotem jest de facto jak teleportacja.

You have to be tought to sit 12 h in one position. All that travelling by plane is like a teleportation.

Jest to moja pierwsza tak daleka samotna podróż. Do tego do czytania wybrałem sobie nienajlepszą lekturę: "Jeszcze jeden dzień życia" oraz "Wojna footbolowa" Kapuścińskiego. W skrócie: jest o krwawym rozpadzie kolonialnego świata. A teraz do tego postkolonialnego świata sam jechałem. Nie wiem w sumie co mam o kolonializmie myśleć, ani o co mogę pytać miejscowych, a o co nie mogę, żeby ich nie urazić.

It's my fiirst trip on my own so far away. Moreover, I chose not the best book in the world to read in such occasion: "Another day of life" and "Football war" by Ryszard Kapuściński. Briefly: the book describes bloody disolation of the colonial world. And now I'm travelling to the postcolonial world myself. I have no idea what should I think about colonialism and what I should or shouldn't ask the locals.

Na lotnisku w Limie zaskakują toalety. Mają strasznie nisko zamontowaną muszę klozetową, a drzwi są tak niskie, że górą wystaje mi prawie cała głowa.

The first suprising thing on the Lima airport are toilets. They are so low and the doors are not to high - I can see everything over them while standing.

Odebrali mnie z lotniska rodzice Carlosa (znajomego znajomej - wymieniliśmy naście maili nt. mojego przyjazdu), bardzo sympatyczna para między 50 a 60tką. Pojechaliśmy do centrum ich starą Toyotą Coroną. Też ledwo się do niego zmieściłem, ze swoimi długimi nogami. Jestem zdecydowanie ponad wymiarowy na Amerykę Południową. Po raz pierwszy też uświadomiłem sobie, że wyglądam radykalnie inaczej od miejscowych.

The parents of Carlos picked me up from the airport. Carlos is a friend of a friend - we exchanged some emails before I arrived to Lima - they are a lovely couple in their 50s to 60s. We went to the city center by their old Toyota Corona. I bearly could squeez inside with my long legs. I'm definitely too big for S. America. For the first time in my life I've also realized I look completely different from the locals.

Na drogach panuje spory chaos, wszyscy na siebie trąbią i mrugają światłami, przepychają się i podjeżdzają na centrymety od siebie, w najdzieji, że sąsiedni kierowca ich wpuści. Korki były niemiłosierne, bo to poniedziałek i jeszcze godziny popracowego szczytu. Ulice pachną trochę inaczej niż u nas i czuć zapach niedopalonej benzyny, ale nie wiem czy to nie przypadkiem nasza Toyota Corona, wiekowo zbliżona pewnie do mnie. Tak w ogóle to starych toyot jest tutaj od groma. Podoba mi się. Czuję też, że bycie kierowcą samochodu w tym chaosie, musi być przyjemne.

There is a big chaos on roads here. Everybody is beeping and flashing lights at each other. They push and get so close to each other in order to squeez inbetween. Traffic jam was horrible. The streets smell a bit different then at home and I can feel the smell of not completly burned petrol, but it could be our Toyota as well, that is as old as I am.

Spotykamy się z Carlosem, jedziemy do hostelu, zrzucam ładunek, idziemy na pieczoną kurę z frytkami i sałatką, umawiamy się na jedzenie pieczonej świnki morskiej. Carlos mówi, że na południe od Limy Murzyni jedzą koty, ale sam nie jadł nigdy (w miejscowości Chincha, jeśli dobrze pamiętam). Do tego obowiązkowo bardzo słodka Inca Kola. Jest bardzo miło. Potem do łóżka i nie mogę spać. Denerwuję się tym nowym nieoswojonym miejscem.

We meet with Carlos, go to the hostel, leave the stuff, eat rosted chicken with french fries and salat, we agree on meeting and having guinea pig to eat. Carlos says that South of Lima Black Guys eat cats, but he never tried one (in town called Chincha as far as I know). Inca Kola is a must. It's really nice. Then I go to bed and I cannot sleep. I'm nervous because of this new, strange and untamed place.


Europa good bye!

Jestem już Limie, po bardzo długi dniu i z nowymi wrażeniami, które usilnie spychają wizytę w Barcelonie na dalszy plan. Także podsumujmy:

I'm in Lima, after a very long day with tons of new impressions, that push behind the trip to Barcelona. Let's sum it all up:

1. Dziękujemy Marcie i Juskowi za gościnę w Barcelonie. Lepiej nie mogliśmy trafić!!!

I'd like to thank Marta nad Jusek for shareing their flat with us. We couldn't get to any better place!!!

2. Dzięki uprzejmości naszych gospodarzy i wspólnych znajomych naszych gospodarzy, mieliśmy z Janą możliwość luksusowo wozić się po Barcelonie na miejskich rowerach (bicing). Logujesz się na parkingu rowerów i na 30 minut możesz sobie wziąć rower. Przekroczenie limitu skutkuje opłatą za używanie roweru. Parkingi są rozmieszczone po całym mieście. Potem odstawisz rower i po 10 minutach bierzesz nowy. Zupełnie jak zmiana rumaków w westernie :) Pomysł godny naśladowania na całym świecie.

Due to hospitality of our hosts and common friends of our hosts, we had a chance with Jana to travel around Barcelona on municipal bikes (bicing). You log in with a card into a parking place somewhere around the city and then you take a bike for free for 30 minutes. If you use it for a longer time, you have to pay for it. After returning it back to the parking place, you have to wait 10 minutes to pick up another one. Just like changing horses in a western movie.

3. Barcelona tonie w motocyklach. Widziałem jednego tak starego transalpa jak mój (w Wiedniu w ciągu 2 godzin widziałem takich motorów chyba cztery). Jeżdzą wszyscy i wszędzie, w każdym ubraniu i w każdej konfiguracji.
 
Barcelona is overflown with motorcycles. I saw one Transalp which was as old as mine (in Vienna, in 2 hours I saw 4 of theme). Everybody travels everywhere on these motorbikes, in any possible clothes and in any possible configuration.








For Karol with Love from Barcelona.




Nie wiem co to za model, ale wygląda jak duża zabawka - chyba z racji tych mega grubych opon.








Prawie taki jak mój. Z przebiegiem 86k km. Nigdy bym nie kupił używanego moto z basenu Morza Śródziemnego. Ile te motocykle mają przejechane, jeśli codziennie przez prawie cały rok się tam nimi śmiga?


SBT BRCL


niedziela, 20 października 2013

Pierwszy przystanek - Barcelona / 1st stop - Barcelona

Lot Praga - Barcelona był przyjemny. Było widać Greifenburg, masyw Brenty, Niceę i Monako. Wydaje mi się, że widziałem Dachstein i grań między Tolminen a Gemoną z charakterystycznym wcięciem. Bassano siedziało w inwersji. Potem Lago di Garda, Laga d'Iseo, Apeniny. Rzymu i Normy nie było widać.

W Barcelonie inny świat. W Pradze 3 stopnie, w Katalonii rano 15, po południu 25 w cieniu. Wszyscy tubylcy są poubierani w jesienne ciuchy, tylko turyści latają w krótkim rękawku. Koniec października w Barcelonie jest jak koniec sierpnia w Polsce. Prawie cały rok można jeździć na dwóch kółkach. Miłe miejsce do życia.

The flight from Prague to Barcelona was pleasent. You could see Greifenburg and Brenta massif, Nice and Monaco. I think I saw Dachstein and the ridge between Tolmin and Gemona, the one with characteristic cut in the middle. Bassano was under the inversion. Then Lago di Garda, Lago d'Iseo. Rome and Norma were out of sight.

Barcelona is a different world. There was 3 C in Prague, in Catalonia there was 15 in the morning and 25 in the afternoon. All the locals wear autumn clothes, only turists are hanging around in short sleeves. The end of October in Barcelona is like the end of August in Poland. You can ride two weels almost all year long here. A nice place to live.













 

poniedziałek, 14 października 2013

Dlaczego Chile? / Why Chile?

Pomysł na wyjazd do Chile, a dokładnie do Iquique, miałem już jakieś 2 lata temu. 

Początkowo chciałem się tam przeprowadzić, ale nie jest to takie proste jak się wydaje. Choć pewnie jest, tylko o tym nie wiem. Plany sprzed dwóch lat został odłożone na przyszość (wieczne nigdy?) - pokrył się warstą kurzu sypiącego się z innych planów i projektów. Niemniej jednak, w tak zwanym "międzyczasie", podjąłem pierwsze kroki w celu ułatwienia sobie odłożonego na przyszłość dotarcia do Iquique: zacząłem się uczyć hiszpańskiego oraz zrobiłem prawo jazdy na motor. Jedna i duga umiejętność wydała mi się bardzo przydatna w Ameryce Południowej. 

No ale dlaczego własnie Iquique? Ponieważ jest to - z tego co słyszałem - najbardziej lotne miejsce na ziemi, jeśli chodzi o ilość lotnych dni w roku, a do tego jest blisko Pustyni Atacama, która jest co najmniej bardzo interesującym miejscem. Plan był taki, żeby spędzić tam jeden lub dwa sezony i nauczyć się porządnie kręcić kominy. Pozwoliłoby mi to na podniesienie umiejętności latania i skróceniu sobie drogi do bycia lepszym pilotem. Ta droga w Środkowej Europie, jest długa i kręta. Praca na pół etatu + latanie na pół etatu w Iquique i okolicach = roczny nalot idący w setki godzin.

Tyle plany, potem było: jeżdzenie na motorze, kurs lotniowy, pierwsze przeloty na glajcie po płaskim w Czechach i zwolnienie z pracy w ostatni dzień czerwca. Ucieszyłem się i jakieś dwie godziny po podpisaniu wypowiedzenia już wiedziałek jak mogę spożytkować te pokłądy wolnego czasu. 

Pracę kończyłem w ostatni dzień września, do tego dostałem odprawę. Szczęście sprzyja odważnym. Potem moja Jana wyraziła zgodę na wyjazd. Nie zostało nic inengo jak kupić bilet. Dożo myślałem, czy to dobry pomysł tak tam pojechać na latanie. Racjonalnie rzecz biorąc jest to zarąbisty pomysł, ale zawsze znajdowałem jakieś "ale" i "przeciw". Że lepiej zbierać kasę, że lepiej szukać pracy, że zostawienie dziewczyny na 2 miesiące samej to nie najlepszy sposób na budowanie relacji, że cała ta wyprawa jest podszyta poważnym egoizmem. Wszystko co napisałem jest prawdą - więc chodziło po prostu o znalezienie priorytetów i pozytywnych stron, których jest sporo. A wiadomo, że strach ma wielkie oczy. Jabłon z Michałem pomogli mi podjąć włąściwą decyzję.

Kupiłem bilet w sierpniu, za około 670 euro. Barcelona - Madryt - Lima, powrót z Santiago de Chile przez Madryt do Monachium. Cena bardzo atrakcyjna. Planowany koszt całęgo 2 miesięcznego wyjazdu to około 2 000 euro. Latanie na zachodnim wybrzeżu Ameryki Południowej: od Limy przez Iquique aż do Santiago. Brzmi dobrze.

Najbardziej jednak do wyjazdu przekonało mnie strach, że jeżeli nie pojadę, to będę chodził struty przez dłuuuugi czas. Kiedy pojawi się następna szansa na taki wyjazd? Wiem, że w tym miejscu "prawdziwi podróżnicy" pewnie się ze mne śmieją. Są tacy, dla których kilkuletnia włóczęga po świecie to pikuś a podjęcie decyzji o rzuceniu wszystkiego i o wyjeździe to chleb powszedni, ale dla mnie dwa miesiące w Chile i Peru pikusiem nie jest: trzeba się odważyć. Wiem, że będzie fajnie, a ryzyko jest znikome, jednak tak całkiem za darmo taki wyjazd nie jest. 

CDN



Colorada - Paragliding Iquique, Chile from antofaya.com on Vimeo.

I had an idea to visit Iquique about 2 years ago.

In the beginning I wanted to move there, but it's not that easy - apparently. Or maybe it is? I postponed my plan for the future. Meanwhile I was commiting myself a bit to the small plans and objectives that should bring me a bit closer to the final plan: I've stareted studing Spanish and I've passed an exam for a motorcycle licence (both quite useful in S America IMHO). 

But why Iquique in the first place? It's - as far as I know - the most consistent flying place on the planet - especially in November/December. Moreover, Atacama Desert is quite a place on its own. My original plan was to stay there for 1 or 2 flying seasons and significantly improve my skills, which would shorten my way to be a better pilot on the Central Europen flatlands and small mountains, which are so difficult to fly.

But these were the PLANS. I was riding my motorcycle, finishing my hang gliding course, doing my first cross courty on the Czech flatlands and - finally - got fired on the last day of June. I was happy and 2 hours after signing the resignation agreement I know how could I spend my free time.

To make the story short: I bought the ticket (cheaply), befor that Jana had agreed that I can go for 2 months and I bought lighweight harness. Fear is a normal state of mind when you planning such a trip (on your own, with a glider, very far away where you haven't been before). The bigger fear is not to go there and regret this for a long time. I was struggeling to make the decision for some time, but with the help of friends, I comitted myself to the trip :).

wtorek, 8 października 2013

Za 9 dni zaczynamy / In 9 days we start

W zeszłym tygodniu było moje ostatnie latanie w Czechach, przed wyjazdem. Fantastyczne warunki. Kilka dni wiał południowy wschód, który jest zdecydopwanie najlepszy kierunkiem na latanie w okolicach Pragi. Tydzień kończy się w sobotę wisienką na torcie, kiedy to na Jevineveszu (40 m krawężnik, 40 km N od Pragi) dało się fantastycznie polatać nad zaoranymi polami do 250m nad start i dalego do przodu od startu (http://www.xcontest.org/world/en/flights/detail:pirx/5.10.2013/10:04). Miód malina.

Przy okazji polecam film Tomasza z zeszłego czwartku - latanie na Stańkovce, tuż za południową granicą Pragi.

Stáňa 3 10 2013 from tomas garnol on Vimeo.

Last week there was my last flying in the CR before leaving abroad. Superb conditions. For a couple of days there was SE wind blowing, which is far the best for flying various sites around Prague. The week finished on Saturday with a cheery-on-a-pie-flying on Jevinevesz site (40 m of height, 40 km N of Prague). We could fly up to 250 m agl over plowed fields, far in frond of the take off. Best of the best (for this time of a year of course)!

Please see a short film by Tomas, from Stankovka site, just south of the city borders of Prague.